niedziela, 5 września 2010

stitch

Dość zmęczona wydarzeniami już powoli przemijającego weekendu układam sobie w głowie wszystko to co się w ciągu tego czasu wydarzyło. Znalazłam w sobie zapał i siłę... choć "w sobie" jest tu raczej złym wyrażeniem. Faktem jest to, że czuję nową nadzieję, nową inspirację. A również i radość, którą chce się dzielić tworząc swoje małe dziwactwa.

Hallelujah.

Parę zdjęć z czasu kiedy bazgroliłam po tej biednej Bogu ducha winnej koszulce, uzewnętrzniając swoje pokrętne fantazje i meandry wyobraźni.

A to mój ulubieniec słodki i mechaty Stitch:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz