wtorek, 27 grudnia 2011

kolorowo

Czy mam słabość do śrub, wkrętów, gwoździ...? Prawdopodobnie tak. Czy przyczyną jest posiadanie taty stolarza? Możliwe. Sama nie wiem. Na pewno jest ułatwieniem. Bo kiedy tylko stwierdzę, że wena wzywa, zakradam się o warsztatu na łowy. Na moje nieszczęście ostatnimi czasy, pomieszczenie, z szufladami pełnymi skarbów okupują schnące schody. Z moimi zdolnościami destrukcyjnym w takim wypadku w ogóle się tam nie zapuszczam.
Ale z tego co zostało mi po ostatnich wojażach zrobiłam wisior.
Uwielbiam go nosić w towarzystwie mojej transformersowej koszulki.




sobota, 24 grudnia 2011

środa, 14 grudnia 2011

pigmejskie koraliki Juliana

   Dzisiejsza pogoda działa usypiająco i odechciewająco. Bez dwóch zdań. Głowa boli, podobno zbyt dużo myślałam. Nie podejrzewałabym się o to, a jednak. Ściągam natchnienie do pierwszego rozdziału mojej pracy. Niebiosa jednak milczą. Chyba coś jest na rzeczy. W dodatku Cz. pyta dlaczego Julian został królem Madagaskaru. Absolutnie... jak takich rzeczy można nie wiedzieć...? To chyba zrozumiałe. Ze swoją aparycją, mądrością i niepodważalną gibkością ciała... czy można wymarzyć sobie lepszego króla:P Zresztą wyborów pradawnych bogów się nie podważa.

A ostatnio bawiłam się koralikami różnymi. Korale już tak mają. Oczywiście poobklejałam się cała.


A gdy zrobię koka na czubku. Mogę udawać Małą Mi. Choć to niekoniecznie, bowiem gabaryty profilowe naszych nosów w wystarczającym stopniu się pokrywają... Brakuje mi tylko Włóczykija...
I Ryjka, Ryjek zawsze był taki rozczulający.
Kiedyś zmontuję Mi'owego cospley'a.
Tak to jest to!
:)


W sensie nie, że wypłakuje sobie oczy, albo coś. 
Ale lubię słuchać i podśpiewywać pod nosem.

wtorek, 6 grudnia 2011

mikołajkowe hatifnaty

  Podejmując obowiązek mikołajkowego skrzata miałam dziś pełne ręce pracy. A postawiono przede mną nie lada zadanie. Po raz pierwszy bowiem dostałam ściśle określony projekt do wykonania, autorstwa Panny Cz. 
Oto on:
[best project ever!]

Nawiasem mówiąc koszulka z przeznaczeniem dla siostrzanej anglistki. I jak to zwykle bywa najłatwiejsze rzeczy najtrudniej przychodzą. Czyli ciężkie do sprostania proporcje Cota Simona. Odchudziłam go mimowolnie. Moje własne zaciskanie pasa, odbiło się na twórczym efekcie.

I zrealizowany pomysł świątecznych hatifnatów. Rękodzieło tym razem Panny Cz.
Czyli szaleństwo w naszej Dolinie Muzealników. Światełka, koreańska wersja Last Christmas (za którą to nutą nigdy nie przepadałam, ale mimo wszystko... no cóż trzeba trzymać fason:P) i ogólno-galaktyczna rozróba. 

I na koniec mój prezent dla Was.
^^





piątek, 2 grudnia 2011

sound of a little lemur

Dzisiejsze wstanie, jeszcze przed świtem, odbija się mocno na szybkości kojarzenia przez mój umysł napływających faktów, a siła grawitacji szczególnie gwałtownie oddziałuje na powieki, które jakby pod wpływem hipnozy stają się jakieś... takie ciężkie... i powoli opadają....

Moją skomplikowaną sytuacje potęguje fakt, że przyklejając zapięcia do broszek pokleiłam się cała (czy można było oczekiwać czegoś innego...?).
Zatem siedzę. Ziewająca. Poklejona.

I coś czego zapewne nikt się nie spodziewał, bo ileż można, czyli lemur.
Na tym kończę. Miłego wieczoru Wszystkim.