sobota, 13 sierpnia 2011

pawio

...
A psik... psik... obecny stan rzeczy i fakt, że mój nos w zastraszającym tempie zaczyna przybierać cechy Niagary, powodują u mnie uczucia, które trudno jest raczej skojarzyć z zadowoleniem. Nie wspominając już radości wypoczynku. Ciągłe kręcenie w nosie nie daje spokoju, jakby rzeczywistość specjalnie merdała przed nim pierzem. Wyrażam ciche liberum veto, bo wiem, że buntownicza natura raczej przeziębienia nie wystraszy. Zaszywam się z kubkiem gorącej herbaty pod kocem, załączam kosmiczną maszynę losującą wyciągając jedną z nagromadzonych książek "do przeczytania" i wmawiam sobie, że to nie październik.

Zdarzy się też tak czasem, że ktoś podrzuci buty, albo uda mi się wygrzebać z szafy coś czego wcześniej nie zauważyłam pod puchem narnijskiego śniegu, a co prosi się o nowe oblicze. Zabieram wtedy owego nieboraka ze sobą i nie ma, że boli. 


...

Absolutnie urzeczona...