wtorek, 1 listopada 2011

lemur, czarownica i pewne nowe trzewiki

Pewnego pięknego październikowego przedpołudnia. Gdy Fargorn za oknem był jeszcze całkiem zielony, a Kwadratowa budziła się do życia. Na samotną górę, za którą kończył się świat, wturlało się pewne Malinowe dziewczę z parą trzewików, zdążając ku chacie zdziecinniałej, lemurowej czarownicy, by ta swym łysiejącym magicznym pędzlem odmieniła ich oblicze. I tak też się stało...


Rejestracja postępów w pracy dzięki Madzi:* 
Po raz pierwszy czułam ową presję i uczucie rozbieganych oczy śmigających wartko za śladami pędzla.


Kwadratowe klimaty. W północnym pokoju orchidea  patrzy różowo.
Raz, raz, generalna próba pomponikowej opaski z indyjskiego.

***






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz