Pewnego pięknego październikowego przedpołudnia. Gdy Fargorn za oknem był jeszcze całkiem zielony, a Kwadratowa budziła się do życia. Na samotną górę, za którą kończył się świat, wturlało się pewne Malinowe dziewczę z parą trzewików, zdążając ku chacie zdziecinniałej, lemurowej czarownicy, by ta swym łysiejącym magicznym pędzlem odmieniła ich oblicze. I tak też się stało...
Rejestracja postępów w pracy dzięki Madzi:*
Po raz pierwszy czułam ową presję i uczucie rozbieganych oczy śmigających wartko za śladami pędzla.
Kwadratowe klimaty. W północnym pokoju orchidea patrzy różowo.
Raz, raz, generalna próba pomponikowej opaski z indyjskiego.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz