Dziś po długiej medytacji tuż przed myślą, że przydałaby mi się kawa, a tuż po tej, w której po raz kolejny przeklinałam wszech-obezwładniającą niezdolność mojego aparatu, pomyślałam, że powinnam chyba zmienić się w szufladowego ślimaka. Mozolność jaką się ostatnimi czasy charakteryzuję jest wręcz beznadziejnie nieuleczalna. Począwszy od codziennego ociągania się z zabraniem się "do życia" jak nazywają to niektórzy, po nieumiejętność zbyt długiego skupienia wzroku na stronach książki. W walkach z krwiożerczymi komarkoszmarnymi bestiami mój refleks też nierzadko przegrywa.
...
Ale coś tam robię. Obecnie pracuję nad filcem oraz niezmiennie koszulkami, o czym zapewne kiedy indziej. Po raz kolejny postanowiłam zmierzyć się z kolażem, ale trochę zabrakło mi chwilowo farby do wykończenia, wiec też musi poczekać. Jak na razie bez większego składu i ładu kilka wisiorów, bransoletek i takich tam innych. Każda z innej bajki. Powiedzmy, że taka była koncepcja.
...
A na koniec nuta niezwykła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz