Wakacje bez kolażu byłyby wakacjami straconymi. Zatem znów powracam do tej techniki. Zresztą z wielkim sentymentem. Tym razem jednak moja podłoga zniosła to wariactwo znacznie gorzej, ale udało jej się wyjść z tego cało. I nie jest na mnie zbytnio obrażona. Czyli pełen sukces.
A z życiowych pomieszań... no cóż polowanie na nową parę spodni raczej się nie powiodło. Nie lubię kupować spodni, w ogóle spodnie to dla mnie raczej konieczność niż oczywistość, więc nie przejęłam się tym zbytnio. Jednak jedna para to chyba mimo wszystko zbyt mało... eh. Zdobyłam za to nową parę butów, kolejną-ola-boga. Myślałam, że moje uzależnienie dotyczy tylko torebek. Myliłam się. Zmutowało się i przerzuciło na buty.
Zło, zło, zło...
...
...
Jak ja lubię ten brzdęk, brzdęk...
aaa.... no i jeszcze zapomniałabym zupełnie o inspiracji, o: