piątek, 29 kwietnia 2011

Pocket Full of Sunshine

I na to w końcu przyszła pora. Miałam pisać referat więc zabrałam się za malowanie butów. To dla mnie takie typowe. W przeciągu ostatnich pięciu dni napisałam dwie linijki. Domowa aura nie pomaga mi w moich studenckich obowiązkach. 

Ale przecież tutaj mam wiele miejscowych zobowiązań, takich jak: pomaganie w wybraniu mega eleganckiej black-and-white kreacji Siostrze, wspieraniu jej w wytężonych przygotowaniach do egzaminu dojrzałości (gdyby on chociaż w marginalnym stopniu sprawdzał to co nosi w nazwie, ps. mimo wszystko niezwykle cieszę się, że mam dawno za sobą ten czas.), no i oczywiście drapanie za uszami kota (Zizu nie odpuści mi przecież jeśli nie okudli mnie od stóp do głów, jednocześnie zawsze stara  się zrealizować swój designerski projekt wyciągniętych nitek na wszystkich moich ubraniach).

Kończę słowolejstwo i zabieram się za trzecią linijkę fascynującej opowieści.
Bye. 

...


...
Nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że u mnie niektóre weekendy mijają podobnie:
worst song ever :P

:)

sobota, 2 kwietnia 2011

Toothless

Sobota pędzi w zastraszający tempie. Obietnica zrobienia czegoś konkretnego ciągle pozostaje w zawieszeniu. Jak już wspominałam robię wszystko tylko nie to co sobie założyłam. 
I tak powstała szczerbata koszulka, łódkowe buty i pewnie gdybym miała jakieś zbędne ubraniowe podłoże powstało by coś jeszcze. Ciągle poszukuje szarej bluzy i jak na złość danego fasonu znaleźć nie mogę. A znajduję bardzo wiele nieodpowiednich. 
...


I kotowy materiał. Oj dużo poszewek poduszkowych powstanie.

...

Sistra mi dziś puściła. 
I tak sobie słucham.
I oglądam miasto, które tak bardzo chcę zobaczyć.